Przedwczoraj w nocy usiadłam do najbardziej meczącego
ślubnego zadania, do czegoś co niby lubię, ale jednak nie zawsze i nie do
końca. Zabrałam się za stworzenie własnego harmonogramu przygotowań do ślubu. Jak
przystało na leniwą w niektórych tematach osobę (zdecydowanie jestem leniwą
Panną Młodą, więcej mówię, niż mi się chce) pomogłam sobie już gotowymi
pomocami - terminarzem z haukotella
i harmonogramem od Wedding Sisters.
Pierwszy z nich w całości znajdziecie w podanym linku, drugi
trzeba sobie zamówić na stronie Wedding Sisters. Jest bezpłatny, dostosowany do
Waszego terminu ślubu i zwraca uwagę na drobne detale o których nie zawsze się
pomyśli (a nawet jeśli, to i tak lepiej mieć to na papierze).
Zabierając się za przygotowania ślubne wiedziałam, że
powinnam pospieszyć się z salą, zespołem i fotografem. Wszystkie trzy pozycje
zostały odhaczone, a ja ponownie pogrążyłam się w nicnierobieniu i mi z tym
bardzo dobrze. Dobra jestem tylko jeszcze w posiadaniu listy gości, świadków
(druhny jeszcze nic oficjalnego nie wiedzą) i masy inspiracji, które plątają mi
się natrętnie po głowie. Całkiem nieźle, prawda?
Wg moich kochanych harmonogramów powinnam już powoli (wolniej
lub szybciej, czasem zależy od nadgorliwości konkurencji, czyli innych Panien
Młodych) zajmować się kilkoma sprawami.
Miejsce ceremonii. Kościół. Temat wokół którego będę krążyć,
kombinować, zmieniać. Długo. Choć może rozsądnie byłoby zaklepać godzinę na
wszelki wypadek? Koniecznie muszę zacząć częściej wyciągać mojego PM do
kościoła, aby się oswoił z siadamy-wstajemy-klęczymy, zwłaszcza gdy robi się to
stojąc w pierwszym rzędzie.
Nauki przedmałżeńskie. Im szybciej, tym lepiej. Nie ma sensu
robić ich na ostatnią chwilę.
Sukni ślubnej będę szukać za rok (na serio to za minimum
pół). Do tej pory będę sie rozkoszować niezdecydowaniem i świadomością, że mogę
mieć każdą ;) A, nowość: ubzdurałam sobie, że chcę dwie. Jedną - moją-krótką-idealną,
drugą - prawdziwą, taką, aby PM płakał na mój widok ;) I tą drugą planuję
wygrać w jakimś konkursie, więc będę wdzięczna za podrzucane linki (wygrywanie
nie jest proste i potrzebuję na to duuużo czasu) :D
Motyw przewodni. Mój ślubny koszmar. Naczytałam się o
wybieraniu motywu jak o niczym inny i niestety nic mi nie pomaga w podjęciu
decyzji. Prawdopodobnie do pełnej satysfakcji potrzebowałabym trzy wesela.
Cóż... na to daję sobie czas tylko do końca czerwca i ani chwili dłużej. Obecnie
moja wizja to coś rustykalno-góralsko-meksykańskiego (i tak, będę wmawiać
gościom, że meksykański folk to polskie ludowe motywy!).
Kurs tańca. Potrzebny na rok przed ślubem. Taki dla opornych
i niezdolnych ;)
Bieganie, czyli "Zróbmy coś fajnego. Coś czego nigdy
nam się nie chciało. Biegajmy.". Ykhm, wyjdzie nam ;)
Obrączki. Wpisuję na listę pilniejszą, ponieważ chciałabym
je kupić w te wakacje. Nie przywiązuję do nich wielkiej wagi, prawdopodobnie
ani ja, ani mój PM nie będziemy ich regularnie nosić. Nie potrzebujemy w nich
dodatkowych wzorków, kamyczków, grawerów. Mają być proste, uniwersalne, z
białego złota. Wpadłam jednak na pomysł, który sprawi, że będą niezwykłe:
trzeba je kupić w jakimś niezwykłym miejscu :)
Save the Date, do wysłania w czerwcu lub lipcu, w zależności
od terminu w którym zrobimy do nich zdjęcia. Ale pomysł na to jak ma wyglądać
zdjęcie i StD już mam!
Dalsza lista jest dłuuuuga, ale żyję nadzieją, że na
florystkę, fryzjerkę, makijażystkę, tort, słodki kącik, drink bar itp. jest
jeszcze troszkę czasu ;)
O czym powinnam myśleć już, a pomyśle gdzieś za rok?
Podroż poślubna. I szczepienia. Chcemy jechać do Meksyku,
najchętniej pod koniec października, aby mieć okazję zobaczyć obchody Wszystkich
Świętych (wiem, przekraczam granice romantyzmu). To jakieś 5 miesięcy po ślubie
i z pewnością wcześniej pojedziemy na tradycyjne wakacje ;) Do tego potrzebuję
mieć świadomość tego co z moim nazwiskiem i bilety prawdopodobnie rezerwować
już z nowymi dokumentami.
Przeglądam ten wpis od góry do dołu i utwierdzam się w
przekonaniu, że jestem mistrzem ogólników. Ale harmonogram się tworzy. Na
papierze i w Excelu. Co miesiąc postaram się sama przed sobą (i może Wami)
spowiadać z postępów. W marcu obiecuję sobie gotowy harmonogram, obowiązkowo.
15 miesięcy do ślubu! Ajaj!